Kulcze candy, królik saute i przesyłka.

Zakręcona jestem ostatnio jak słoik dżemu i przegapiłam swojego setnego posta... A postanowiłam sobie, że jak już mi setka stuknie (o mamo, jak to brzmi;-)) to zorganizuję CANDY! Zatem... z niewielkim, dwupostowym poślizgiem, ale jest! Cukierasy do rozdania...
Zasady chyba wszystkim znane:
1. Proszę zostawić komentarz pod tym postem.
2. Mile widziana informacja na swoim blogu.
3 Losowanie 10 lutego. Podoba mi się to poplątanie jedynek i dwójek w datach, numerach postów...;-)

Tymczasem, po mysim debiucie, powstał jeszcze królik. Królik jest saute, znaczy się bez ubranka jeszcze i sama nie wiem, czy wypada publikować jego zdjęcia - wszak to nie blog pornograficzny ;-)
Nie wiem, czy królik spełnia tildowe bądź tildopodobne założenia, jako że składa się głównie z uszu. Albo coś mi się pomerdało z wykrojem, albo tak miało być (na rysunku poglądowym królik nie jest tak hojnie wyposażony, więc chyba jednak to pierwsze...) Uszy są ogromne i wszechogarniające. Ich rozpiętość to jakieś 85 cm.
Achh, no i wąsy. Zostawić, obciąć?....
Ondraszek, który miał okazję zobaczyć królika na pokazie przedpremierowym, stwierdził, że to nie królik... To Fikander.

A na koniec jeszcze się pochwalę! Otóż wczoraj dotarła do mnie przesyłka od Mrouh :-) Z nie do końca jasnych powodów wbiłam sobie do głowy, że to na pewno wylicytowane na aukcji WOŚP drobiazgi, więc zaskoczyły mnie trochę gabaryty przesyłki:-) A w przesyłce... Same pyszności! Mrouh, dziękuję serdecznie, jestem zachwycona, zalawendzona i zaczytana (jak mam taką piękną zakładkę z miejscem na notatki - !!! - to muszę z niej pokorzystać trochę)
[Zdjecia skubnięte z bloga Mrouh]

Tymczasem zmykam... Dziś w nocy ruszam na Małysza! Nie prywatnie co prawda, lecz w celach zarobkowych, więc proszę trzymać kciuki - co by mnie nie zjedzono, nie zadeptano i co by żaden z moich podopiecznych zadeptany nie został ;-)